środa, 20 maja 2015

Na koniec "Tajemniczego Ogrodu"

Kolejne opowiadanie, którę zostawiam Wam do oceny. Napiszcie, czy rzeczywiście zasługiwało na szóstkę.

    Siedziała w ogrodzie. Cicha i tajemnicza. Od dłuższego czasu była wpatrzona w rozkwitające róże. Ptaki śpiewały, a dziewczyna słuchała. Wiatr powiewał, sprawiało jej to przyjemność. Motyle siadały obok niej. Była istną miłośniczką natury. Moja matka.
     Zawsze, gdy miałyśmy czas, spędzałyśmy go w naszym ogrodzie, gdzie rosły same kolorowe, pachnące kwiaty. Bawiłam się tam ze słowikami, motylami i innymi stworeniami. Pewnego dnia mama musiała wyjechać. Zostałam z ojcem, który nie zwracał na mnie uwagi, omijał mnie. Zajmowała się mną służba, dla której chyba również nie byłam zbyt ważna. Czasem chodziłam po ciemnych, cichych korytarzach naszej rezydencji. Na ścianach wisiały portrety osób z naszej rodziny. Najbardziej moją uwagę przykuła mama. Na obrazie miała krótkie blond, kręcone włosy. Do tego jeszcze głębokie, niebieskie oczy. Później popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, które stało za mną. Byłam "miniaturką" mamy, co mnie bardzo cieszyło. Ciekawa byłam, czy jest ze mnie dumna.
    Bez mamy dom wydawał się opuszczony. Od czasu do czasu zaglądałam do ogrodu, żeby zobaczyć, co się zmieniło. 
      Mama wróciła. Nie była już tak radosna, jak przez podróżą. Przytulała mnie bez uczucia. Jednak jedno się nie zmieniło - nadal spędzała w ogrodzie mnóstwo czasu. Odwiedzałam ją i rozmawiałam z nią. 
     Raz powiedziała mi: "Kochanie, świat jest ogrodem, zapamiętaj to. Raz jest zadbany i radosny, a raz ponury i obumarły. Rozwijająca się technologia nie zna granic. Byłam na badaniach, które nie powiodły się. Nie zrozumiesz tego, co powiedziałabym ci o tym, co działo się w mieście. Po chwili przestała oddychać, a ja zalałam się łzami, które nie przestały lecieć z moich oczu aż do mojej śmierci.




sobota, 16 maja 2015

Choroba wzięła górę

Cześć.
Jestem chora. 
Zazwyczaj o 10:00 zaczynam przygotowywać się do wyjazdu do Warszawy na zajęcia plastyczne, ale dzisiaj oczywiście nie jadę, bo mama stwierdziła, że skoro wczoraj tak bardzo źle się czułam, to jeśli teraz pojadę na plastykę, to mi się pogorszy (a czuję się świetnie). 
Skoro już o plastyce mowa, to chciałabym pokazać Wam kilka moich nowo stworzonych obrazków. Znajdą się w tym poście również zdjęcia mojej kotki opalającej się na słoneczku. 

Zrobię dla Was poradnik dotyczący rysowania. Tylko tak się zastanawiam, co ja będę tam doradzać...chyba narysuję kota. Tak, zdecydowanie narysuję kota. 

Chwilowo nie chce mi się nic praktycznie robić, nie potrafię pisać już długisz postów, nie miałam weny twórczej przez kilka tygodni itd. Życie takie skomplikowane. 
No to w takim razie zostawiam Wam moje rysunki do oceny w komentarzach. 
Bye.











piątek, 1 maja 2015

Hejtujemy pogodę


W środę były moje urodzinki, dlatego nie miałam zbytnio czasu na napisanie postu, ani przedwczoraj, ani wczoraj. No bo goście i te sprawy.

Dzisiejszy dzień chyba nie mógłby być bardziej pochmurny. Tylko bym spała. Gdybym oczywiście mogła. Nie umiem zasnąć w środku dnia. 
Nie mam nic ciekawego do roboty. Dopiero przed chwilą przestało lać, więc na dwór nie pójdę, nie pobawię się z kotem, bo leniuch śpi, nie narysuję niczego, bo nie mam weny, nie będę jarać się prezentami, bo nie chcę być próżna, no i...nie pouczę się, bo...bo nie. 

Tat proponuje wycieczkę nad Zalew Zegrzyński. Pojechać? Zimno. Pada. Nie.
Dzisiaj z mojej strony wszystko na nie. Czy u Was też tak ponuro? Ludzie, jest maj! Może jeszcze śnieg spadnie? :(

Wrzucam Wam zdjęcia z dni, kiedy jeszcze było ciepło. I słonecznie. I fajnie.

(ten post jest taki inny, to wszystko wina pogody, która nie ma zamiaru zachęcić mnie do radosnego pisania)

No to bye.